wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 6

Moje wargi niebezpiecznie drgają. Mam ochotę się na kimś wyżyć. Wiem, że nie poszło mi perfekcyjnie i mogę dostać siódemkę. Muszę pozostać w sojuszu. A potem... Zobaczymy. Może ich pozabijam? Taak, Maggie, bądź przebiegłą trybutką, której nie powstrzyma zabijanie swoich przyjaciół. Chciałabym być na tyle silna, by powybijać ich podstępem... Ale brzydzę się tymi wszystkimi kłamstwami. Mam tego dość, nie mam ochoty sama zatracać się w morzu kłamstw. Ale bez tego nikt nie przeżyje... Bez tego jeszcze nikt Igrzysk nie wygrał. Muszę być silna, zacisnąć zęby i walczyć.
Wzrok kieruje w stronę ekranu, wielkiego, powieszonego na ścianie. Przed nim jest malutki stolik, na którym stoi moja herbata i kilka ciastek. Niestety, jakoś nie mam ochoty jeść. A powinnam być wypoczęta, w końcu już niedługo trafię na arenę, klatkę, w której przechowywać mnie będą jak potwora, który nie ma prawa ujrzeć światła dziennego. Ma zostać zabity, bo inaczej wszystko się zawali. Albo wygrać... By do tego nie doprowadzić.
Komentator chwyta karteczkę z imionami i nazwiskami trybutów, po czym rzuca pierwszymi informacjami. Przymykam nieco powieki, jednak tylko na tyle abym była w stanie ujrzeć zdjęcia zawodników(sama nie wiem skąd je wzięli, najwidoczniej nas śledzili) oraz wirującą cyfrę... Bądź cyfry.
- Można otrzymać od jednego do dwunastu punktów. Odczytywać będę w kolejności chłopiec, dziewczynka. Powodzenia - uśmiecha się sztucznie. Włoski na moim karku stają dęba. Głośno przełykam ślinę. Już po chwili widzimy pewnego siebie chłopca z Dystryktu Pierwszego. - Gallant Johnson, Dziewięć - Sądziłam, że dostanie jeden punkt więcej, wydawał się być bardzo silnym i poważnym przeciwnikiem. Jednak to też bardzo dobra ocena. Ale na nic mu się nie zda... Bo nie oszukujmy się. Taki kretyn nie przeżyje zbyt długo. Zginie przy pierwszym lepszym zadaniu, w którym trzeba użyć swojego umysłu. - Sapphire White, Dziewięć - nieźle jej poszło. Musiała pokazać, jak strzela z łuku. Nie jest zbyt silna, więc nie zdziwię się jeśli odejdzie z tego świata szybciej niż się spodziewa. Pustka w jej oczach. Teraz to będzie mi się z nią kojarzyć. Nie chce jej widzieć, nie chce z nią rozmawiać. Chce zapomnieć o jej istnieniu... - Mike Walker, Dziesięć - Tego można się było spodziewać. Będzie najgroźniejszym przeciwnikiem na arenie. Należy się go bać. Ale nie sądzę, by był jakiś mądry. Zginie przy pierwszym zagrożeniu, w którym trzeba pomyśleć, tak samo, jak Gallant...- Zoe Clark, Dziesięć - Jak na dziewczynę, to bardzo dużo. Nasz sojusznik z Dwójki musi być wkurzony tym obrotem spraw. Na moją twarz wkrada się przebiegły uśmiech nie przepowiadający niczego dobrego. Nie wiem z jakiego powodu jestem taka pewna siebie. Przecież mogę zostać wylana z sojuszu. - Jack Birdie, Pięć - Jakże dużo. Parskam śmiechem, gdy jego inteligentna koleżanka otrzymuje tyle samo. I w końcu przychodzi kolej na nas. Zaciskam mocno ręce i przełykam głośno ślinę. - Kyle Bein, Dziesięć - wybucha w nich euforia. Siedzę na miejscu i staram się ich opanować. Nawet mu nie gratuluje. Są zbyt podekscytowani i wkurzający. Ale dostał taką wysoką ilość punktów... Jak to w ogóle możliwe? Czy stanowi takie same zagrożenie jak panna Clark czy Walker? - Maggie Darkness Richardson, Osiem - wypuszczam z ulgą powietrze. Nie jest najlepiej, jednak nie jest też jakoś bardzo źle. Nie wywalą mnie z sojuszu, zostanę w nim, to jest najważniejsze.. Wszyscy mi gratulują, jednak brakuje tego wybuchu, który był podczas gratulowania Beinowi. Nie dziwię się, dostał dużo więcej punktów ode mnie. Zastanawiam się tylko co im się nie spodobało. Moje zatrzymanie przez tą dziewczynę z Dwójki? Przypominała moją matkę. Była moją matką. Nie wiem. Może zwariowałam? W końcu niedługo trafięna arenę, wiele rzeczy mogę widzieć. Na Igrzyskach nie raz widziałam wariujących trybutów, zabijali ludzi, przyjaciół... Nie ma co się dziwić.
Ale ja jestem czysta. JESZCZE. Już niedługo... Niedługo będę zmuszona do zatopieniao strza w ciele przeciwnika. Nie. To nie są moi przeciwnicy... To niewinni ludzi, których muszę traktować jak przeciwników.
Ci z Piątki otrzymują po sześć punktów. To całkiem nieźle, jak na ich dystrykt, oczywiście. Przychodzi czas na rodzeństwo z Szóstki. Chłopiec dostaje marne trzy. Czego można było się po nich spodziewać? Zadziwia mnie jednak wynik tej dziewczyny.
- Katie Pers, Siedem - rozdziawiam usta. Co? Ta malutka dziewczynka otrzymała taką wysoką liczbę? To niemożliwe! Przynajmniej jedno z nich ma jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Oczywiście i tak nie wygra, ale może pożyje trochę dłużej. Może oszczędzę jej bólu i cierpienia? Może zabije ją w prosty sposób? Na to przyjdzie czas. Na arenie, której jeszcze przed chwilą tak się bałam. Boże, dzisiaj mam jakieś cholerne zmiany nastroju. Najpierw mam ochotę wypłakać się komuś w ramię, a potem żądam rozlewu krwi. - Richard Hill, Osiem - Przełykam głośno ślinę. Tyle samo co ja. A co jeśli Mike specjalnie zmieni zasady, żeby wyrzucić mnie z sojuszu? Jak ja dam z nimi wszystkimi radę? Jesteś jedną z najlepszych zawodniczek. Głos mojej podświadomości krąży w mojej głowie. Mimo woli, na moją twarz wkrada się wredny uśmiech. - Jessica Fisher, Siedem - też dobrze, jak na jej dystrykt. Dziewczyna z Ósemki otrzymuje siedem punktów. Parskam śmiechem. Jednak nie ma tak dobrze. Czternastolatek z tego samego dostaje sześć. Konkurencja wydawała się być bardzo słaba, a jednak... Takie dobre oceny.
Nie wiem, jak ja ich pokonam. Jesteś tylko mizerną piętnastolatką. Słowa Oscara dudnią w mojej głowie. Nie. Nie. Nie. Nienawidzę Igrzysk i tego, który je stworzył! NIENAWIDZĘ! Muszę pokazać, że jestem silna. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. - Natalie Singh, Siedem - przełykam ślinę. Kolejna, która zagraża mojemu życiu. Jest zbyt silna... Są zbyt silni... Jej brat otrzymuje jedynie pięć punktów. Dziesiąty, Jedenasty i Dwunasty... Są jednymi z najsłabszych. A jednak... Zagrażają mi. Mogą mnie w każdej chwili zabić. Wszyscy trybuci zachowują się, jak wygłodniałe lwice gotowe rzucić się na swoją ofiarę. Na mnie. 
W końcu audycja się kończy, a ja wstaję z miejsca i ruszam do swojego pokoju. Czuję, że ktoś łapie mnie za ramię. To miejsce przeszywa ból, więc lekko syczę. Odwracam się i widzę uśmiechniętego Kyle'a. Tak trudno mi go nienawidzić. Po tylu latach spędzonych w jego obecności... Nie. Nie kocham go. Po prostu traktuje go, jak dobrego przyjaciela, który zawsze pomoże mi w potrzebie. Traktowałam. No właśnie.
- Nie zostaniesz na opinii? Ten nowy będzie rozmawiać z organizatorem, Miraclem Dylurice - powiedział. Od tak dawna nie patrzyłam w jego błękitne oczy. Orientuje się, że pomieszczenie jest już prawie puste. Zostaliśmy sami. Uśmiecham się słabo i przytakuje na jego propozycje. W tej samej chwili widzimy dwa fotele. Pojawiają się wcześniej wymienieni przez... kolegę. Chyba znowu mogę go tak nazywać.
- Witaj, Miracle - uśmiecha się Caesar. Na pewno odgrywają to sztucznie, przecież są świetnymi aktorami. Ja tego talentu mogę im tylko pozazdrościć. Gdybym tylko potrafiła udawać przed publicznością... Nie zauważam nawet kiedy przechodzą do pytań. Pięknie. Nie mogę być taka rozmarzona na arenie. - Co uważasz o rozdanych ocenach? Z pewnością przydzieliłeś je sprawiedliwie.
- Flickermanie, to nie tylko ja. Nasi kochani sponsorzy też się tym zajmowali i to głównie ich zdanie. Wahałem się tylko nad przydziałem jednej z trybutek. Nie wiem tak naprawdę na co zasługiwała - mam dziwne wrażenie, że chodzi o mnie. Serce podskakuje mi do gardła, nie mogę przełknąć śliny. Pierwsza kropla potu spływa po mojej twarzy.
- Czy możemy wiedzieć o kogo chodzi? - komentator wygląda na bardzo zaciekawionego zaistniałą sytuacją.
- Nie - odpowiada krótko Dylurice. Swoją drogą... Co to za nazwisko? Reszty nie słucham. Nie mam ochoty. Wolę odpocząć. To wszystko mnie przerasta.
Kłamstwa. Rodzice. Spojrzenie Snowa na Paradzie. Ona na pokazie. Igrzyska.
Wybiegam z pomieszczenia. Nie zwracam uwagi na słowa Kyle'a.
Osuwam się pod ścianę... Kręcę z niedowierzaniem głową i czuję nagłą potrzebę płakania. Chcę się komuś wyżalić. Niestety, nie mogę. Teraz muszę być silna. Teraz muszę być najlepsza. Jednak jestem słaba. Najsłabsza. Jedno z najgorszych ogniw. Nadzieja się wypala, a wraz z nią moja dusza.
***
- Jeszcze raz... - odzywa się Sabrina. W jej głosie można wyczuć znudzenie... Nigdy nie odczuwałam potrzeby chodzić na tak wysokich szpilkach. Uczyć się na jedną okazje? Równie dobrze mogłabym założyć tenisówki. Jednakże na takie okazje niezbędne są odświętne stroje... A czy ja wiem, czy ta kiecka jest taka piękna? Jest raczej zwyczajna, przypominająca tą z Dożynek. Biała, w pasie spięta czarnym paskiem. Miejscami jest prześwitująca co pewnie wzbudzi okrzyki tych zboczonych ludzi z Kapitolu.
Ruszam przed siebie. Przez chwilę wszystko wydaje się być piękne, nawet opiekunka wydaje okrzyki zachwytu, ale... No właśnie. Zawsze musi być jakieś "ale". Potykam się i prawie upadam na ziemię. W ostatniej chwili przytrzymuje mnie towarzyszka.
- Dzięki - mruczę tylko pod nosem, po czym kontynuujemy ćwiczenia. 
Po dwóch godzinach jest tylko lepiej. Sądzę, że dam radę przejść przez kawałek sceny... 
Dopiero teraz czeka mnie najgorsza część "treningu". Rozmowa z Oscarem. To czego się najbardziej wystrzegałam. Nie rozmawialiśmy od akcji w pociągu. Podczas pokazu rzucił mi tylko krótkie ''Moje gratulacje''. Nic więcej. Nie powinnam utrzymywać z nim cieplejszych stosunków? Skoro jest moim mentorem...
***
Mroźne oczy. Wpatruje się w niego, jak zaczarowana... Tracę siły. Czuję, że jestem słaba. 
- Witaj - uśmiecha się chytrze. Bez słowa siadam na kanapie. Ten postanawia zacząć jakąś rozmowę. - Skończmy to szybko. Raczej nie uśmiecha nam się spędzać w swoim towarzystwie większej ilości czasu. Nie marnujmy tych cennych chwil życia...
- Racja - odpowiadam. - Więc szybko. Wydaj polecenie, a ja je wykonam... - Czuję narastający strach. Przypominam sobie sytuacje zaistniałą w pociągu i krzywię się łapiąc się za ramię. Nie odczuwam już bólu, jednak samo to wspomnienie mnie przeraża.
- Jak spodobał ci się Kapitol? - pyta niespodziewanie. Przez chwilę nie wiem o co chodzi, więc zachowuje się, jak idiotka.
- O co ci chodzi? - mężczyzna parska śmiechem. Wygląda na rozbawionego moim zachowaniem. Nie dziwię się. Wolałabym nie rzucić takim tekstem przed publicznością. Jak widać... muszę pokonać narastający stres. Dopiero teraz orientuje się, że zaczęłam się trząść. Przełykam głośno ślinę.
- Mniejsza - wypowiada te słowa z dziwnym obrzydzeniem, którego nie jestem w stanie zrozumieć. 
I kolejną godzinę muszę poświęcić na jakieś głupie wywiady z Oscarem. Tak. Przecież muszę być przygotowana. 
***
- Jesteście gotowi? - upewnia się Sabrina. W jej oczach ponownie mogę zobaczyć tą nieznikającą euforię. Cieszy się, bo zginiemy. Cieszy się, bo nami rządzi. Cieszy się, bo to ona jest bezpieczna.
- Jasne - odpowiada luźno Kyle. On się niczym nie martwi. Zazdroszczę mu. Chciałabym być taka pewna siebie. Wdycham i wydycham powietrze, po czym ruszam za swoją ekipą. Wszyscy wydają się być jacyś zadowoleni z życia. Z czego tu się cieszyć? Halo! Ja tu martwię się o sponsorów. I może jestem strasznie egoistyczna, jednak to jest naprawdę ważne. To od nich zależy moje życie. Ale czy ja naprawdę chcę dalej oddychać z świadomością, że tak naprawdę nigdy nie poznam swoich rodziców? Nie wiem.
Po chwili docieramy przed poczekalnię. Tam musimy rozstać się z swoimi wszystkimi opiekunami. Razem z swoim kolegom, wchodzę do środka. Są tam trybuci z innych dystryktów. Ustawiamy się w rzędzie. Dociera reszta. Caesar wychodzi na scenę trochę wcześniej aby rozpocząć program. Ględzi o tym jacy to my jesteśmy ważni, przypomina tak dobrze znane zasady Igrzysk, po czym czeka aż wszyscy się zbiorą. 
- Zapraszam Sapphire White, piękną trybutkę z Pierwszego dystryktu! - krzyczy rozradowany. Rozmowa z dziewczyną przebiega bardzo gładko. Sama wypada bardzo dobrze i na pewno podbiła serca większości mieszkańców. Jak zwykle, jeśli chodzi o umiejętności przy rozmowie przed publicznością, Jedynka jest najlepiej przygotowana. Gallantowi idzie tak samo dobrze, jak jego towarzyszce. Rozśmieszał wszystkich jednocześnie pokazując, jak bardzo jest groźny. Następnie Mike i Zoe. Ten pierwszy sprawia wrażenie bardzo wrednego i agresywnego zawodnika. Na wywiadzie nie mówił zbyt dużo co mnie dość zdziwiło. Polega na swojej ocenie? Mike, naprawdę mi przykro, ale to naprawdę nie wystarczy. Parskam śmiechem. Nie zwracam uwagi na wywiad Trójki. Po prostu mnie nie obchodzą i na pewno nie poszło im zbyt dobrze. 
- Olśniewająca Maggie Darkness Richardson - woła. Wypuszczam głośno powietrze, po czym ruszam przed siebie. Kiedy tylko wyczuwam, że stawiam pierwszy krok na scenie, przywołuje na twarz miły uśmiech. Brnę przed siebie. Dzieli nas kilka kroków, a mi zdaje się, że idę całą wieczność.
Macham do publiczności, odgarniam kosmyk włosów i siadam na fotelu witając się z Caesarem. - Witaj. Jak się dziś czujesz? - pyta. Spoglądam na jego ręce. Trzęsą się. Czyli, jednak się stresuje. Postanawiam być taka miła i dodać mu otuchy.
- Świetnie! Miło, że interesujesz się moim samopoczuciem - mówię. Chłopak rozchyla usta w nieśmiałym uśmiechu, po czym nabiera haust powietrza.
- Nie masz za co dziękować! - krzyczy. - Z pewnością wielkim szokiem było to, że ciebie wylosowali. Jednak widziałem twoją nieukrywaną pewność siebie. Pokazałaś, że tak naprawdę jesteś silna i nie dasz się tak łatwo pokonać - robi mi się cieplej, że ktoś się na to nabrał.
- Och, tak. Może zabrzmi to bardzo narcystycznie, ale uważam, że mam dość duże szanse na zwycięstwo. Wbrew pozorom, te chude rączki czasem w walce się przydają - gwar widowni brzęczy mi w uchu.
- Taka skromna! Czy zdążyłaś już kogoś poznać? Mam na myśli towarzyszy... Czasem tworzą się takie zespoły.
- O tym dowiesz się na arenie. Z pewnością się ucieszysz... Już nie mogę się doczekać... Czuję wypełniającą mnie energie i adrenalinę - zgrywać pustą lalkę. Martionetkę Kapitolu. To powtarzam sobie w myślach. Chwilowo będzie moją mantrą.
- Mam taką nadzieje! Maggie, z pewnością jesteś przygotowana... Co myślisz o swoich przeciwnikach? - Tandetne pytania mi zadaje. Niech wymyśli coś ciekawszego!
- Z początku uważałam ich za ludzi, z którymi dam radę się rozprawić - Tak. Dostanę tytuł największej egoistki Panem! - Owszem, było kilka wyjątków. Ale moje zdanie o pozostałych trybutach zmieniło się po Pokazie Indywidualnym. Okazało się, że są bardzo silni i niebezpieczni. Zrozumiałam, że muszę być bardzo ostrożna.
- A skoro już narzucasz temat. Dostałaś aż osiem punktów! Jesteś z tego zadowolona? - do mojej głowy uderza dziewczyna przypominająca moją matkę. Kręcę głową jakby chcąc wyrzucić tą okropną myśl.
- Mogło być lepiej, ale chyba nie jest tak źle. Mam nadzieje, że sponsorzy interesują się moją osobą - rzuciłam publiczności krótkie, błagalne spojrzenie. Na twarz przywołałam szeroki uśmiech. Rozległy się oklaski.
- Och, w to nie wątpię, Maggie! A teraz mam kluczowe pytanie... Jak żyło ci się bez twoich rodziców?  - to pytanie mnie oszałamia. Skąd on wie? Dlaczego się pyta? Chce mnie załamać? - Twój ojciec był sławnym zwycięzcą, wygrał Pierwsze Ćwierćwiecze Poskromienia. Matka dotrwała do samego finału w Dwudziestych Szóstych Igrzyskach Głodowych. Jesteś dumna, że jesteś ich córką? - Z początku nie wiem o co chodzi. Dopiero po chwili uświadamiam sobie co on powiedział. Twoi rodzice. Igrzyska. W jednej, głupiej chwili mój świat się zawala. Obraz rozmazuje mi się przez łzy próbujące znaleźć drogę ucieczki. Oni... Wiedzieli od początku? Czy... Moi rodziciele zginęli? Odejmuje mi mowę. Otwieram i zamykam usta. Nie chcę dłużej tutaj siedzieć. Po prostu... jak mogli? Jak mogli mi nie powiedzieć? Całe Panem mnie oszukiwało. Wszyscy. Bein, który musiał zabić moją matkę. Brali udział w tej samej grze...
Czuję smutek, jak i rozpacz. Przełykam głośno ślinę. Staram się to ukryć, jednak nie mogę. Kolejny raz dowodzę, że jestem słaba. Oni mnie nie zostawili. Oni zginęli. Spuszczam swój wzrok. Po moich policzkach spływają pojedyncze łzy.
Prostuje się. Przywołuje ostatki swojej odwagi i patrzę mu prosto w oczy.
- Jestem - odpowiadam krótko. W tej samej chwili dzwoni dzwonek obwieszczający koniec mojego wywiadu. Czym prędzej schodzę z sceny ignorując dziwne spojrzenia innych trybutów.
- Idiotka - komentuje dziewczyna z Dziewiątki.
***
Łzy spływają gładko. Ból wypełnia mnie całą. Dlaczego to tak boli? Tyle kłamstw, a teraz znajduje odpowiedź. Sama tego chciałam, więc teraz nie powinnam narzekać. Jednak liczyłam, że znajdą się jakieś szanse na odnalezienie ich. Ale nie żyją. Nie wiem nic o swoim ojcu, który zwyciężył. Może on żyje? Może są jakieś szanse? Spoglądam  na komodę stojącą pod telewizorem przywieszonym do ściany. Znajdują się tam nagrania z dotychczasowych Igrzysk. Przeglądam wszystkie. Dwie z nich są dla mnie ważne.
Pierwsze Ćwierćwiecze Poskromienia - Aron Richardson.
Dwudzieste Szóste Igrzyska Głodowe - Rosaline Darkness.
Mieli piękne imiona. Odziedziczyłam po nich nazwiska. A teraz mogę się dowiedzieć o nich więcej. Włączam tą pierwszą. Mój ojciec był bardzo silnym człowiekiem. Zachowywał się, jak typowy zawodowiec. Mimo wielu zagrożeń, wygrał. Zwyciężył. 
Następnie matka. Była bardzo dzielna, czasami zbyt brutalna. Trzymała sojusz z Oscarem Beinem. Nadszedł moment jej śmierci... Nie chciałam tego oglądać. Jednak brat mojego ojca próbował ją zabić. A mój mentor ją uratował. Ale dla niej nie było szans...W jej piersi tkwił ostry miecz. Była wtedy w ciąży. I... Jak oni mnie uratowali? Urodziłam się wcześniej? Sama nie wiem. Nie chcę tych kłamstw!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Rozdział miał być dłuższy, ale wyobraźcie sobie, że kiedy tylko odzyskałem laptopa, rodzice usunęli mi wszystkie pliki z worda, bo niby nie wiedzieli co to jest -.- Serio? Tak to nic zrobić nie potrafią, a jak usunąć pliki z mojego folderu to już oczywiście... Egh.
Ale jakoś dałem rade to napisać, od siódmej. ;x
Jak widzicie, Maggie dowiedziała się o tajemnicy. Dowiadujecie się właśnie, że jej rodzice nie byli tą najważniejszą częścią bloga. Całej reszty dowiecie się w dalszej części opowiadania, w ciekawszej części, mam nadzieje ; ]
+Na siódmy rozdział będziecie czekać dużo dłużej. No dobra... trochę dłużej. Posłuchałem Ell i postanowiłem trochę przedłużyć pobyt w Kapitolu. Nie trafi na arenę już w siódmym rozdziale tylko w którymś tam dalszym. xD
Upominajcie się w komentarzach czego nie skomentowałem, bo zapomniałem.

20 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.Uśmiałam się przy zboczonych ludziach z Kapitolu ale to racja.Życzę weny i niemoge doczekać się nexta.
    WZM *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski! Być może jest właśnie szansa na odnowienie przyjaźni z Kylem. Nareszcie Maggie poznała prawdę! Uratowali ją i to najważniejsze. Musi walczyć dla nich i wygrać! Faktycznie mam podobnie ze swoimi rodzicami. Niby nic nie umieją na komputerze zrobić, a usunąć coś potrafią :P Racja niech jeszcze trochę posiedzi w Kapitolu.
    Nie chcę się narzucać, ale czekam na twoją opinię w sprawie rozdziału :D
    Życzę, żeby wena Cię nigdy nie opuściła.
    Pozdrawiam Lex May

    OdpowiedzUsuń
  3. "Razem z swoim kolegom, wchodzę do środka." - powinno być "kolegĄ" c:
    Ale dobra, dobra, już się nie czepiam XD
    Wreszcie dłuższy rozdział *w* I kurde tyle informacji... No dobra, dziewczyna ma 8 punktów, nie jest źle! To znaczy tak, zdecydowanie mogło być lepiej, ale przynajmniej będzie w sojuszu... Choć tak szczerze jakoś wydaje mi się, że na Igrzyskach najlepiej liczyć tylko na siebie i lepiej nie ufać innym sojusznikom, bo w końcu i tak trzeba będzie ich zabić >.< No ale z drugiej strony samemu być też nie najlepiej... No dobra, nie wiem, czy to ma większy sens, po prostu nie ufam tamtym super sojusznikom XD BLEBLEBLE Czemu ten facet musi być taki okropny? >.< A z resztą, mniejsza o to! Czemu oni jej nie powiedzieli?! Przecież to chore jakieś x_x I czemu ta głupia dziewczyna nazwała ją "idiotką" (czy jakoś tak podobnie) -,- Eh, oni wszyscy są tacy wkurzający XD
    No okay, rozdział jest oczywiście wspaniały i dowiadujemy się sporo dość istotnych informacji. Świetnie ^-^
    Eh, współczuję z powodu usuniętych plików, sama bym się nieźle wkurzyła, jakby ktoś zrobił mi coś takiego >.< No i już mnie nie załamuj! Ja nie chcę czekać dłużej ;-; Mówię Ci, Ty nas w końcu zabijesz tym czekaniem!
    Weny! :3

    fieryknife.blogspot.com
    arrowtales.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG. X Jaki wstyd xDDD
      Ale dobra, nikt nie widzi, hm? : D
      Dziękuje za komentarz.
      Nie powiedzieli jej z kilku jasnych powodów, które z czasem odkryjecie ; )

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Obserwuję tyle blogów, że nie zauważyłam nawet nowego rozdziału ciebie. >.<
    Ale już nadrabiam. Podoba mi się, że wtrącasz wydarzenia, które niekoniecznie miały miejsce w książce, a ja cenię sobie takie odskoki. Szczególnie zaciekawił mnie wywiad, podczas którego ten facet o dziwnym imieniu wyznał, że miał problem przy jednej trybutce. Coś czuję, że znał rodziców Maggie...
    Ładnie przedstawiłeś też wywiad Maggie, jej chęć pomocy Caesarowi i jego stres. ;)
    Końcówka wywiadu była... taka nieprzewidziana i kompletnie mnie zaskoczyła. Zastanawia mnie, o co może jeszcze chodzić, skoro sprawa rodziców Maggie częściowo się wyjaśniła... Będzie szukać ojca? A może on umarł? Ciekawi mnie też rozmowa Beina Sr. i Maggie - bo będzie taka konfrontacja, prawda?
    Rosaline była w ciąży na arenie? I uratowali Maggie? To musiała być w 8/9 miesiącu, tylko wtedy problem z poruszaniem się jest, a co dopiero z walką. x.x
    Niemniej mam nadzięję, że to wyjaśnisz. Już się nie mogę doczekać!
    Co do przedłużenia pobytu to uważam to za dobry pomysł, żeby zbyt szybko się wszystko nie wyjaśniło. ;)
    Czekam na ciąg dalszy. :)
    Ell
    game-of-panem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie było mnie w domu przez tydzień. Postaram siejak najszybciej wpaść i skomentować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj komentarz będzie krótki. WYbaczysz? Obiecuje poprawię się :D
      Rozdział mega ciekawy, większość ocen znałam ale i tak stanowiły fajną część rozdziału. Ogólnie jest dobrze ale czekam na igrzyska :D
      Pozdrawiam
      PaKi

      Usuń
  8. Obrażę się kiedyś na ciebie Finnick. Serio mówię, znowu o mnie zapomniałeś. Nie fajnie.
    Wstydź się!

    No dobra, a skoro już zrobiłam ci (mam nadzieję dobrze działające) wyrzuty to przejdę do właściwej części komentarza.
    Fajnie się czytało, ale znowu było krótko. Zaskoczyłeś mnie tym, że Maggie urodziła się (prawdopodobnie) na arenie... Ale co stało się z jej ojcem? No co???
    Rozdział ciekawy, ale jestem na ciebie obrażona więc taki komentarz musi ci wystarczyć.

    Czekam na kolejny rozdział:
    Gabrysia M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bo nie chcialo mi sie ludu informowacXD Zabiore sie za to jutro ^^
      Dzięki :>
      To skomplikowane, lel, zobaczysz ^^

      Usuń
  9. Świetne!
    Jestem strasznie ciekawa jak to się stało, że Maggie przeżyła śmierć swojej matki... strasznie to skomplikowane! Ale jestem pod ogromnym wrażeniem, że wpadłeś na ten pomysł :D
    co z ojcem? Żyje, nie żyje.. a może uratuje swoją córkę z areny jak by było pięknie! :")
    Już nie mogę doczekać się areny, wyglądu, to najbardziej lubię w opowiadaniach o igrzyskach 8)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Lel super to jest lel 😊😊😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż, I'm back now :*
    Rozpiszę się pod kolejnym rozdziałem, w tym napiszę tylko, że zabiłabym za taką sukienkę *.*

    OdpowiedzUsuń

Czytasz = Komentujesz.
Tak, wyznaje taką zasadę. Pamiętajcie, że każdy komentarz prowadzi do zdobycia weny na następny rozdział! Nie widzę aktywności, nie piszę, bo nie mam chęci.